niedziela, 25 sierpnia 2013

Nowe życie starej siekierki.. - cz.1

  Dzisiaj wreszcie mogłem zobaczyć dwa stare toporki zakupione za kilka złotych na pewnym portalu aukcyjnym. Zależało mi zwłaszcza na jednej z nich, tej niżej - ona też pierwsza pójdzie "na warsztat".. zobaczymy co z tego wyjdzie :)






sobota, 24 sierpnia 2013

Kameralny wypad Opole- Góra św.Anny oraz "spontanicznie" Zabrze

 Taki mały wędrowny wypad w okolice góry św. Anny wstępnie planowaliśmy już od kilku tygodni.
 Dwa dni przed wyprawą dzwoni kumpel.. może tak wybralibyśmy się 21 sierpnia, masz czas? Krótka rozmowa z rodzicami, zakupy w pobliskim sklepie, pakowanie i w zasadzie  byłem gotowy.

 

W drogę.. Dzień pierwszy


 Spotkaliśmy się z Nakkym i Długowłosym chwilę po godzinie dziewiątej pod dworcem PKP w Opolu-Groszowicach.  Ponieważ w pobliżu znajduje się skrzynka opencache postanowiliśmy ją podjąć.. z miejsca jej ukrycia mogliśmy podziwiać ładny widok na jeziorko "Kamionka".


 Kolejnego kesza na tzw. "Malinie" nie udało nam się znaleźć-  ta skrzynka najpewniej niestety została zniszczona podczas wymiany trakcji kolejowej.

 Dalsza wędrówka polną drogą i torami była raczej dość monotonna i upłynęła nam na rozmowie i opowiadaniu żartów. Przy torach znaleźliśmy tylko dziwny metalowy przedmiot, coś jakby kierownicę.



 Teraz droga w kierunku Kosorowic prowadziła przez las. I tutaj obok zabytkowego pamiątkowego kamienia czekała na nas kolejna skrzyneczka, którą sprawnie namierzyliśmy.
 Krótka przerwa na wpisanie się do Logbook'a oraz coś "słodkiego" i w drogę.


  Kolejnego "kesza" znaleźliśmy przy małym  XVIII wiecznym cmentarzu cholerycznym na obrzeżach Kosorowic.
  Trochę dalej zatrzymaliśmy się w sklepie, żeby zjeść po kilka kromek z paprykarzem  i napić się czegoś zimnego :)



 Kolejny nasz cel to Kamień Śląski. Znaleźliśmy na przydrożnych polach kilka krzemieni, więc postanowiłem spróbować swoich sił w krzesaniu ognia kawałkiem stali węglowej (pilnik) używając jako hubki kawałka zwęglonej bawełny.. wbrew pozorom nie jest to wcale trudne ;)







  Pod samą już niemal miejscowością natrafiliśmy na ciekawe "ruiny" jakiegoś hmm... wapiennika?


 W Kamieniu Śląskim zwiedziliśmy też park przy pałacu ( niestety brak zdjęć)
oraz lotnisko wraz z jedynym w Polsce stanowiskiem Susła moręgowanego.





  Kolejna miejscowość to Kamionek, w zasadzie nic szczególnego, podjęliśmy tylko mikro-skrzynkę ukrytą w "studzience" na stawku.





  Ponieważ zbliżał się wieczór wbiliśmy się w pobliski lasek trochę dalej od wsi,
żeby rozbić się dopóki jeszcze jest jasno.  Ja wziąłem ze sobą nieduży namiot, Nakyy spał w hamaku a Długowłosy pod zwykłą plandeką z "ogrodnika".
  Chwilę później zabrałem się też za rozpalenie ogniska krzesiwem.



  Na kolację przyrządziliśmy wspólnymi siłami potrawkę z ryżu, konserwy, kiełbasy oraz koncentratu pomidorowego... wyszło naprawdę smacznie :)
i zaparzyliśmy sobie kubek gorącej herbaty.
  Niedługo później zmęczeni wędrówką położyliśmy się spać.



Dzień drugi


Ponieważ mimo wielokrotnego budzenia lubię czasem dłużej pospać w lesie i wstałem dopiero około godziny dziewiątej, ominęło mnie wspólne śniadanie i musiałem zadowolić się letnią już kawą oraz konserwą ;)
  Spakowaliśmy się dość szybko, oczywiście też zabraliśmy ze sobą wszystkie śmieci i w myśl puszczańskiej zasady "pozostaw miejsce w takim stanie, w jakim chciałbyś je sam zastać" zamaskowaliśmy, mam nadzieję z nie najgorszym rezultatem ślady naszego "bytowania".


  Dość szybko przeskoczyliśmy przez las, zatrzymując się tylko czasem żeby nazbierać trochę jeżyn do butelki nalgene Długowłosego, zapełniliśmy ją całą w kilka minut.


  W małej wiosce Sprzęcice niestety nie spotkaliśmy nikogo, kto pozwoliłby nam obmyć się na podwórku oraz napełnić manierkę i butelki wodą.
  Za to niewiele dalej w Ligocie Dolnej trafiliśmy na bardzo sympatycznych starszych gospodarzy, którzy bezinteresownie przynieśli nam miskę z wodą, mydło oraz ręcznik a także pozwolili "zatankować" i opowiedzieli trochę o samej miejscowości :)





  Po obmyciu się i opuszczeniu Ligoty zaatakowaliśmy wapiennik- pomnik niemieckich lotników z 1938 roku z wyobrażeniem (chyba) Ikara.










  Tutaj zjedliśmy po batonie oraz po kilka garści zebranych wcześniej jeżyn.
  Połaziliśmy też chwilę po pobliskim, nieczynnym od dawna kamieniołomie wapienia.


  Przedzieranie się przez krzaki na skarpach wyrobiska  i wędrówka w stronę rezerwatu przyrody "Biesiec", szkoda, że tak blisko przebiega bardzo hałaśliwa autostrada A4.


  Po drodze czasem trochę "męczyłem" kompanów rozpoznawaniem drzew, krzewów i kilku roślin jadalnych, wybaczcie ;)


Góra świętej Anny

   Do celu naszej wędrówki dotarliśmy około godziny drugiej po południu.
 Długowłosy i Nakyy mieli ochotę na lody z jeżynami, ja tam wolałem zjeść puszkę szprotek w pomidorach i trochę jeżyn.



  Zrobiliśmy szybkie zakupy w sklepie spożywczym w celu uzupełnienia zapasów i ruszyliśmy w stronę amfiteatru, postanowiliśmy wbić się na dach ukrytego za krzewami na wzniesieniu, niskiego, zrujnowanego budynku aby dłużej odpocząć i zastanowić się, co właściwie chcemy dalej robić.


  Po przejściu przez amfiteatr zaciekawił nas stary wapiennik na jego południowym krańcu, z ceglaną kotwicą. Nie dało wejść się do środka, za to obok znaleźliśmy ciekawy tunel.
  Ponieważ ktoś musiał przypilnować plecaków, dalej poszliśmy ja i Nakky, ten kanał burzowy ma około 200 metrów długości, co jakiś czas studzienki różnej wysokości, czasem lekko zakręca i kończy się bardzo błotnistym wlewem od drugiej strony amfiteatru, którędy można wyjść po zardzewiałej drabince.


   Schodząc w kierunku Zdzieszowic zatrzymaliśmy się przy drewnianej ławce, ja
wybrałem się poszukać dwóch ceglanych poniemieckich schronów z lat 40-tych tzw. "Hamburgi", które po kilku minutach odnalazłem, lecz niestety ktoś te schrony, zeszłej wiosny jeszcze ogólnodostępne niestety pozamykał także do środka wejść się już nie da.
   Gdy wróciłem poznaliśmy  naszego nowego kolegę "niemilucha". ;)


  Mieliśmy ambitny plan przespać się na snopach siana gdzieś na polu, lecz przez ponad godzinę nigdzie żadnego siana nadającego się na nocleg nie znaleźliśmy.
  Nocować przyszło nam dość blisko "cywilizacji", w niedużym lasku przy skraju młodnika.W tej sytuacji zrezygnowaliśmy z palenia ogniska wieczorem, bo nie było to rzeczą konieczną. Szybko rozbiliśmy się i przygotowaliśmy kolację, kromki z serem topionym, cebulą i kabanosem i po kawałku "kiełbasy gospodarza". Ja zjadłem też resztkę zebranych jeżyn z cukrem.






Dzień trzeci

 
  Rano znów wstałem dość późno, rozpalone wcześniej małe ognisko zostało już zgaszone. Okazało się też, że spontanicznie jedziemy na jedną noc w okolice Zabrza.
  Zjedliśmy, i trzeba było już zacząć się pakować oraz posprzątać "miejscówkę".
  Do dworca w Zdzieszowicach szliśmy coś około pięćdziesięciu minut, zahaczając jeszcze o market, żeby kupić jakieś napoje na podróż.
  Z Pociągami było dość kiepsko, przesiadka w Kędzierzynie-Koźlu... ogólnie dotarliśmy do mnie do domu chwilę przed 16. Tutaj obmyliśmy się tylko, zrobiliśmy sobie ciepłej herbaty z cytryną i ruszyliśmy w stronę Gliwickiego dworca.



  W Zabrzu czekali na nas kubush z Johnym. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze jednego znajomego i wspólnie ruszyliśmy w stronę hałdy.






  Rozbiliśmy się już po ciemku przy latarkach, po znalezieniu odpowiedniego miejsca.
  Wieczór zleciał na rozmowach o rzeczach różnych, opowiadaniu żartów, i pieczeniu kiełbasek nad ogniskiem :) Rano posiedzieliśmy jeszcze kilka chwil, zjedliśmy, posprzątaliśmy po sobie i rozeszliśmy się.




Dzięki za miło spędzony czas, i do następnego wypadu!

Pozdrawiam.Kojot :)
 

czwartek, 15 sierpnia 2013

"Herbata" jeżynowa - cz.1

 "Herbatą" z jeżynowych liści poczęstował mnie w zeszłym roku pewien znajomy.. ten smak!
Oczywiście po powrocie do domu też przygotowałem sobie mały jej zapas, który niestety zniknął w dość krótkim czasie :)
 ..I właśnie dziś, mimo że to już sierpień i o tej porze jest stosunkowo mało nadających się młodych liści szczytowych na pędach postanowiłem jednak nazbierać ich mały słoiczek na ten leśny czaj.
 Teraz upchane "na siłę' w słoiczku będą "fermentować" około dwóch lub trzech tygodni w ciemnym i ciepłym miejscu w spiżarni.